Ten wpis może nie odnosi się bezpośrednio do psychologicznego aspektu w sporcie, ale odnosi się zdecydowanie do tego w jaki sposób działa nasza psychika, w jaki sposób myślimy oraz jak możemy wykorzystać wiedzę na temat światopoglądu do lepszego radzenia sobie w rzeczywistości.
Jeśli chodzi o nasz światopogląd to uważam, że największym zagrożeniem w poznawaniu prawdy jesteśmy my sami. A mówiąc dokładniej – nasz mózg, któremu wcale nie zależy na tym by dowiedzieć się jak jest rzeczywiście, dla niego liczy się jedynie to, by potwierdzać posiadane już przekonania.
Dlatego coraz bardziej uświadamiam sobie w jak wielkiej psychologicznej grze my tutaj bierzemy udział. I, że ci, którzy choć odrobinę potrafią wpływać na ludzką psyche, mają tutaj nieograniczone pokłady władzy nad pozostałymi.
Do tego wpisu zainspirowały mnie teorie spiskowe, bo zacząłem się zastanawiać dlaczego one w ogóle powstają? I wyszło mi, że na szczęście wciąż mamy tutaj jednostki, które wykazują się krytycznym myśleniem, czyli nie biorą za pewnik wszystkiego co się im wmawia. Czy mają oni rację czy nie, w tym kontekście jest wtórne – chodzi o to, że oni nade wszystko zaczynają samodzielnie myśleć.
Może coś ze mną jest nie tak, ale wychodzę z założenia, że lepiej się pomylić, jednocześnie samemu próbując coś zrozumieć, niż bezkrytycznie przyjmować wszystko i żyć w iluzji posiadania racji. I właśnie o “posiadanie racji” się tutaj rozchodzi. To stanowi jeden z nadrzędnych celów większości ludzi – pragną nade wszystko, by ich aksjomaty (czyli to co uważają za oczywiste) były w 100% poprawne.
Nie jestem pewien do końca dlaczego tak się dzieje, ale mam pewną teorię: myślę, że zbyt duża część ludzi tutaj buduje na poglądach swoją tożsamość. A jak powiedział kiedyś Perykles: “Umysł musi coś czcić. W przypadku większości ludzi jest to ego”.
My wszyscy żyjący w określonej kulturze, wywodzimy się z jednego sposobu myślenia, który został nam podany za sprawą programowania społecznego. Wówczas uwierzyliśmy w określoną historię na temat świata. To programowanie społeczne trwa nadal – za sprawą mediów jesteśmy w określony sposób indoktrynowani (narzuca nam się to w co powinniśmy wierzyć). W ten sposób intuicyjnie uznajemy rządzących tym światem za autorytet, a co za tym idzie też jesteśmy bardziej skłonni wierzyć w to co mówią.
Tylko pytanie: czy tym, którzy są tutaj u władzy (kimkolwiek oni są – a wydaje mi się, że dopóki oni nie będą sami chcieli się ujawnić, do tego czasu się nie dowiemy) zależy na tym byśmy jako “normalnie obywatele” znali prawdę? Wydaje mi się, że tutaj jest raczej schemat pt.: “damy im prawdę albo iluzję w zależności od tego co będzie lepszym rozwiązaniem” – lepszym w kontekście gospodarczym (czytaj: jak się na tym wzbogacić), lepszym w kontekście społecznym (by zachować tutaj pewien porządek społeczny, innymi słowy, by nie spowodować buntu – a jak widać po ostatnich zamieszkach w USA naprawdę niewiele potrzeba, by ludzie sprzeciwili się wobec systemu).
A więc oprócz tego, że oni się tutaj dobrze bawią, to jednak mają na sobie dużą odpowiedzialność, bo muszą odpowiednio kontrolować społeczeństwo, by nie zapanował jeden wielki chaos. Dlatego uważam, że to jest główny powód dlaczego nie wprowadzono wciąż psychologii do podstawy programowej w szkołach. Jakby to brutalnie nie zabrzmiało, to ludzie nie mogą być zbyt niezależni, nie mogą za bardzo samodzielnie myśleć (jednostki jeszcze ok, ale dla ogółu to jest niedopuszczalne), bo wymknęliby się spod kontroli – co prawdopodobnie mogłoby doprowadzić do tego, byśmy się sami unicestwili.
W związku z tym wykorzystują różne subtelne, acz bardzo skuteczne formy zwalczania niewygodnych dla nich informacji. Już dawno temu zauważono, że zaprzeczanie nie jest zbyt dobrą strategią – bo podsyca konflikt, konflikt rodzi emocje, a tam gdzie emocje tam zainteresowanie tematem. Dużo bardziej sprawdza się tutaj wykorzystanie wstydu. Czyli bierzemy czyjąś ideę i wyśmiewamy ją do granic absurdu, po to by podważyć jej wiarygodność, a tym samym automatycznie dyskredytować każdego kto ją przedstawia. W ten sposób cała gra przenosi się wówczas na poziom tożsamość, a to staje się już dużo bardziej bolesne.
Sam nieraz zastanawiałem się nad tym ilu jest takich ludzi, którzy zostali uznani za niezrównoważonych psychicznie, tylko dlatego, że głosili o rzeczach, o których większość po prostu nie miała pojęcia…
I właśnie najbardziej w tym wszystkim martwi mnie fakt, że raz na jakiś czas pojawia się osoba, która zaczyna głosić teorie zupełnie przeciwne do tego w co my jako ogół wierzymy, a my jej na to odpowiadamy pewnego rodzaju ostracyzmem społecznym. Ci ludzie zaczynają tracić przyjaciół, nierzadko rodzina się od nich odwraca, bo niestety jest pewna reguła, która funkcjonuje w życiu społecznym. A mianowicie, ci którzy są w większości zawsze mają rację, nawet jak jej nie mają. Tutaj wynik końcowy jest zawsze taki sam. Bo większości ludzi nie zależy na prawdzie, większości ludzi zależy na tym by potwierdzać swoje hipotezy.
Zobaczmy sobie jak to działa z punktu widzenia psychologicznego. Mamy określonego rodzaju przekonania zapisane w pamięci podświadomej, a następnie patrzymy na świat w taki sposób, by szukać kwestii, które je potwierdzają i jednocześnie eliminować wszelkie kontrprzykłady. Taka jest mechanika przekonań (przekonanie musi się obronić, bo gdyby nie mogło to nie miałoby sensu istnieć w naszej głowie – a jednak istnieje, prawda?). I tego typu relację nazywamy w psychologii błędem konfirmacji. Czyli reasumując: widzimy to co chcemy widzieć (a to co chcemy widzieć jest wypadkową tego jakie mamy przekonania).
Uważam, że powinniśmy przede wszystkim wysłuchać tych co mają coś innego do powiedzenia, nawet jeśli to wszystko brzmi niedorzecznie. Bo przypomnę, że niedorzecznie brzmiało też to, jak Kopernik obwieścił światu, że Słońce wcale nie krąży wokół Ziemi a nasza planeta nie jest centrum Wszechświata. Za jak dużego świra wtedy nie zostałby uznany, to dzisiaj wiemy, że to z pozostałymi było coś nie tak a nie z nim samym. Z kolei w Korei Północnej ludzie wierzą, że to oni wygrali Mundial w Brazylii – powiedziałbyś im, że to nieprawda, to by Cię zlinczowali (i obawiam się, że w tym przypadku to wcale nie jest metafora😶).
Więc nawet jeśli ktoś jako jednostka głosi abstrakcję, to jednak historia pokazuje, że to wcale nie z nim musi być coś nie tak, i że generalnie dzięki właśnie takim osobom, które mają w sobie na tyle odwagi, by przeciwstawić się systemowi, świat jest popychany do przodu w kontekście rozwoju świadomości.
A trzeba mieć tutaj naprawdę dużą wiarę w swoje idee, by iść pod prąd i ryzykować utratą praktycznie wszystkiego co się posiada. Dlatego osobiście takie osoby szczególnie cenię. Mało kto ma dzisiaj odwagę, by wyrabiać sobie własne zdanie na jakiś temat, poprzez zagłębianie się w informacje zarówno “za” i “przeciw”. Generalnie to my nie posiadamy jakichś szczególnych dowodów na to, że to w co wierzymy jest prawdą.
I zastanawiam się nad tym biorąc pod uwagę swój przypadek. Większość moich poglądów, które posiadam jest wynikiem tego, że ktoś kiedyś powiedział, iż to się wydarzyło. To jest jedyny dowód, jaki posiadam. I pewnie są różne dane, odkrycia, które to potwierdzają, ale wiesz co? Ja tych konkretnych dowodów nie znam, nigdy się w nie nie zagłębiałem. Wystarczyło mi, że tak wszyscy tutaj uważają, bo idąc za zjawiskiem norm społecznych – wychodzimy z założenia, że jak większość coś mówi, to to jest prawdą…
Schemat przepływu informacji w uproszczeniu wygląda tak: środki masowego przekazu podają nam jedną wersję, różnego rodzaju teorie spiskowe podają nam zupełnie przeciwną wersję. Nie wiadomo kto w jakich proporcjach mówi prawdę, natomiast gdy mamy świadomość tych dwóch wersji jednocześnie, to tym samym mamy większy dystans i znacznie trudniej nami manipulować.
W tym wypadku najlepiej by było, by poznając jakieś informacje brać je z dwóch przeciwległych źródeł albo… wierzyć w swoją wersję, jednocześnie mając świadomość tego, że nasz mózg nagina rzeczywistość i możemy się mylić.
To są dwie najlepsze strategie jakie w tym kontekście znam. Nie musimy szukać potwierdzeń każdej informacji. Nikt tutaj nie ma na to czasu, ale wówczas nie możemy wychodzić z założenia, że nasza “prawda” jest prawdą obiektywną, bo przecież nawet jej nie sprawdziliśmy…
Kiedyś usłyszałem adekwatną opinię na ten temat – ludziom brakuje empatii, by móc spojrzeć na sytuację z punktu widzenia innej osoby. A empatia zakłada, że kładziemy na bok swoje przekonania i próbujemy przyjąć przekonania drugiej strony, by móc ją zrozumieć. Bo chyba to jest ważniejsze. Gdy ktoś przychodzi do nas, mając zupełnie skrajne poglądy, to automatycznie go ocenimy, bo mamy uprzedzenia. I dlatego nie o to tutaj chodzi. Idea jest taka, byśmy byli w stanie zrozumieć dlaczego ten ktoś akurat w taki sposób myśli. Ocenianie jest łatwe, tylko pytanie, czy te nasze oceny są faktycznie miarodajne? Szczególnie gdy widzimy jak łatwo niszczeni są tutaj ludzie, którzy mają coś ważnego do powiedzenia – wystarczy wypuścić spreparowaną informację, która niestety w bardzo szybkim tempie się rozprzestrzenia.
Gdybym miał wyróżnić jakąś złotą radę tutaj dla nas, jako podsumowanie, to powiedziałby: żeby mieć duży dystans do różnego rodzaju informacji, bo niektóre są prawdziwe, niektóre są fałszywe a my nie wiemy, które są które. I tak samo, co myślę, że jest nawet ważniejsze: by mieć duży dystans do informacji, które słyszymy na temat innych.
Jakie będziesz miał z tego korzyści? W pierwszym przypadku trudniej będzie Tobą manipulować, bo nie będziesz się utożsamiał z poglądami ale traktował je jako swój środek do celu – a to sprawi, że staniesz się niezależny. W drugim przypadku będziesz w stanie bardziej obiektywnie patrzeć na innych – a uwierz mi… w sytuacji, gdy na czyiś temat krążą jakieś niekorzystne przekonania (czyli na temat każdego z nas), a Ty jako jedyny nie będziesz w nie wchodził, to zostanie to bardzo docenione przez tę osobę. Na końcu przecież prawie wszystko sprowadza się do relacji: z niektórymi tworzysz bliskie relacje, z niektórymi transakcyjne – zarówno tu i tu umiejętność dostrzeżenia jaki ktoś jest pod tą powłoką różnych opinii będzie na wagę złota.
PS: zdjęcie powyżej pochodzi z filmu “Truman Show” (1998) – jeśli jeszcze nie widziałeś, to koniecznie polecam! Stanowi on adekwatną metaforę do kwestii bycia ofiarą manipulacji.
Udostępnij ten artykuł
Facebook LinkedIn Twitter