Osobiście wychodzę z założenia, że to właśnie żołnierze sil specjalnych są najbardziej wyszkolonymi istotami zarówno pod kątem fizycznym jak i mentalnym spośród całej naszej ludzkiej populacji. Tym bardziej, gdy weźmiemy sobie pod uwagę, że spośród ok. 200 świetnie predysponowanych śmiałków, którzy biorą udział w szkoleniu, ostatecznie kwalifikuje się ok. 10 kadetów – czyli tych najlepszych z najlepszych; gdy weźmiemy sobie pod uwagę, że niektórzy przepłacają te piekielne treningi swoim życiem a ci, którzy awansują są przygotowywani na radzenie sobie z byciem pojmanym, torturowanym, stającym oko w oko ze śmiercią – to moim zdaniem nie ma bardziej fascynującego treningu przygotowawczego.
Come on, my się mierzymy z jakimiś lękami, które realnie nie powinny mieć w ogóle racji bytu, podczas gdy tamci goście otwierają swój umysł na ewentualność śmierci; pokonują takie bariery bólu, które dla większości są niepojęte i posiadają tę jakże pożądaną przez tak wielu ludzi cechę, jaką jest dyscyplina.
Zatem przyjrzyjmy się temu jak uczą myśleć w jednej z najbardziej elitarnych jednostek wojskowych na świecie.
Trening fizyczny 20%, trening mentalny 80%
Jest to hasło powtarzane wszystkim chcącym przystąpić do Navy SEALs – że w 80% o pomyślnym ukończeniu testów decyduje psychika. Brzmi to absurdalnie, bo w końcu treningi w SEALs są uważane za najtrudniejsze wyzwania fizyczne na świecie, jednak jak podkreślają ci, którzy je ukończyli – jest to możliwe tylko dzięki ekstremalnej wytrzymałości psychicznej.
I podobnie jest w sporcie – spotykałem się z różnymi badaniami naukowymi, które przeprowadzano na najbardziej elitarnych sportowcach i przyznawali oni, że aspekt psychiczny na najwyższym poziomie rozgrywkowym decyduje o ostatecznym sukcesie w 90 a nawet 95% (tutaj w zależności od uprawianej dyscypliny).
Dzieje się tak dlatego, że nasze ciało podąża za umysłem. Generalnie jesteśmy w stanie zrobić tyle, na ile aktualnie pozwala nam nasz umysł. Jeśli przychodzisz na mecz/trening z nastawieniem “nie chce mi się” to Twój występ będzie fatalny, bo mając to przekonanie będziesz sabotował swoje działania. Przypomnij sobie takie sytuacje – jak bardzo trudno było Ci wówczas dobrze się zaprezentować? Jak bardzo czułeś, że Twoje ciało totalnie nie współgra z Twoimi zamiarami?
To pokazuje, że nawet najlepsze przygotowanie fizyczne na niewiele się zda, gdy Twój umysł nie jest właściwie ustawiony. Dlatego poza przygotowaniem fizycznym, musisz pracować również nad swoim przygotowaniem mentalnym, bo tylko wtedy jesteś w stanie osiągać najwyższej jakości występy.
Natomiast jest jeszcze jeden niezwykle ważny element, na który kładzie się bardzo duży nacisk podczas szkoleń Navy SEALs – chodzi o umiejętność działania w grupie, jako że w wojsku tak jak i w sporcie – nie wygrywa się w pojedynkę. Nawet w przypadku sportów indywidualnych, za każdym zawodnikiem stoi cały sztab, który umożliwia mu wygrywanie, więc i na to zagadnienie poświęcimy chwilę.
Koncentracja na małych krokach
Jednym z pierwszych kursów jest BUD/S (Basic Underwater Demolition/SEAL), który trwa około pół roku – a generalnie każdy jeden dzień to jest przeprawa przez piekło. Jak zatem przetrwać pół roku, gdy już po pierwszym dniu ma się dość? Najważniejsze, by przede wszystkim nie dopuszczać do siebie myśli jak długa jest to przeprawa. Jeden z komandosów tak właśnie radzi:
“Wstań rano, zaściel łóżko i umyj zęby – to już 3 małe zwycięstwa. Następnie musisz zrobić to… wytrwać od… do…. Czyli po prostu wykonać po kolei każdy z tych małych kroków – i właśnie na tym się skupiaj. W tym wypadku, żeby ukończyć kurs wystarczy na żadnym tym małym kroku się nie poddać”.
Im większego bólu doświadczasz, tym Twój mózg bardziej próbuje od niego uciekać. I sprawa dotyczy zarówno bólu fizycznego jak i psychicznego. Bólem fizycznym jest obciążający ciało trening, bólem psychicznym jest świadomość, że przed Tobą jeszcze pół roku tego samego – wtedy umysł zaczyna wyobrażać sobie z jakim to wiąże się cierpieniem i wpada w panikę, a panika = porażka.
Więc kluczem jest zarządzanie uwagą tak, by to cierpienie wydawało się jak najmniejsze. I właśnie ten sam mechanizm wykorzystałem podczas mojego doświadczenia z maratonem. Gdy dopadł mnie poważny kryzys i zostałem poinformowany przez mój mózg, że to już koniec, byłem dopiero na 30 km. Więc czekało mnie jeszcze 12 dodatkowych km do zrobienia. Normalnie taka informacja nie wywołałaby u mnie żadnego wzruszenia, natomiast w tamtej sytuacji, gdy byłem w rozsypce fizycznej i psychicznej ta informacja byłaby dla mnie zabójcza. Wiedząc, że nie będę w stanie zrobić jeszcze 12 km, skupiłem swoją uwagę na dosłownie kilku najbliższych metrach. Mój wzrok obejmował tylko kilka metrów przede mną, tak jakby tylko tyle pozostało do przebiegnięcia, a mój dialog wewnętrzny zadawał sobie pytanie: “czy dam radę zrobić jeszcze te kilka metrów?” – gdzie odpowiedź brzmiała “tak, dam radę” – bo choćby nie wiadomo jak trudno było, to zawsze można zrobić jeszcze kilka ostatnich metrów. A gdy już to zrobiłem, to ponawiałem pytanie “czy dam radę zrobić jeszcze te kilka metrów?” i tak do momentu aż odzyskiwałem swoje siły. Bo w sytuacji gdy doświadczasz bólu i jesteś w stanie przez chwilę to wytrzymać, to wówczas organizm przebudowuje centralne procesy nerwowe i zwiększa przemianę materii w komórkach nerwowych, co przyczynia się do wytworzenia tzw. „drugiego oddechu” – czyli ponownego przypływu energii.
Zatem mając duży albo bardzo wymagający cel do zrealizowania (to może być trening, może być nadchodzący sezon, może to być kilkanaście lat Twojej kariery sportowej) rozbijaj go na małe podcele i na nich skupiaj swoją uwagę. Bo dużo łatwiej trenować intensywnie przez 6 minut a następnie powtórzyć to 10 razy, niż trenować intensywnie przez 60 minut. Wartość jest taka sama ale percepcja (czyli postrzeganie) tej wartości jest inna – a my żyjemy w oparciu o percepcję.
Podobnie rzecz się ma jeśli chcesz mieć produktywny dzień – nie skupiaj się na tym jak dużo rzeczy masz do zrobienia w ciągu całego dnia, zamiast tego żyj od jednej aktywności do drugiej – w ten sposób powoli przesuwając się do przodu, jednocześnie nie pozwalając swojemu umysłowi na zmęczenie poznawcze (które powstaje, gdy zaczyna on przewidywać czekający go wysiłek).
Koncentracja na tym co możemy kontrolować
Wojna ma to do siebie, że jest jednym wielkim chaosem. Więc żeby przygotować jak najlepiej żołnierzy do radzenia sobie na froncie są oni wrzucani w bardzo niewygodne warunki szkoleniowe. W ten sposób są sprawdzani pod kątem tego jak reagują na nieprzewidziane sytuacje. Np. wyobraź sobie, że realizujesz jakąś misję szkoleniową i nagle dochodzi do Twojego pojmania. Oczywiście pierwsze co przychodzi Ci do głowy to, że jest to część szkolenia, jednak będąc przetrzymywanym w zamkniętej przestrzeni, gdzie jesteś poddawany różnym wysublimowanym torturom, wzbogaconym o deprywację podstawowych potrzeb (niedobór jedzenia, picia, snu), brak dostępu do naturalnego światła, do świadomości upływającego czasu, zaczynają w Twojej głowie pojawiać się wątpliwości – czy być może nie jest to prawdziwa sytuacja? A więc i jak zamierzasz sobie z tą sytuacją poradzić?
W tym całym chaosie, który jest poza Twoją kontrolą musisz znaleźć coś co możesz kontrolować, dlatego że dążenie do poczucia kontroli nad swoim życiem jest jednym z najsilniejszych mechanizmów naszego mózgu. Im mniejsze poczucie kontroli, tym bardziej się rozsypujemy emocjonalnie.
Z kontrolą (jak ze wszystkim innym w sumie) jest tak, że działa ona przez pryzmat percepcji. Czyli jeśli wydaje Ci się, że masz poczucie kontroli to je masz, nawet jak go nie masz. O tym więcej pisałem tutaj. Idea jest więc taka, że musisz przekonać swój umysł do tego, że kontrolujesz sytuację, bo tylko wówczas jesteś w stanie zachować spokój i racjonalne myślenie, unikając tym samym paniki. A jednym z najprostszych sposobów jest skupienie swojej uwagi na tym co jest pod Twoją kontrolą, bo wówczas automatycznie pomijasz to co jest poza Twoją kontrolą (jako, że nie możesz skupiać się na dwóch rzeczach jednocześnie) i w taki oto sposób zakrzywiasz swoją rzeczywistość. W momencie, gdy masz wpływ na 5% rzeczy i skupisz całą swoją uwagę na tych 5% to stają się one dla Ciebie całą rzeczywistością i tym samym pomijasz 95% tego na co nie masz wpływu.
Posłuchajmy zatem co w tej sprawie ma do powiedzenia Andy McNab (były komandos SAS – czyli brytyjskich sił specjalnych):
“Kwestia wyboru to jest coś czego uczą w wojsku – uświadomienie sobie, że zawsze masz wybór. Jak zostajesz schwytany to najważniejsze – nie dać się złamać psychicznie. Fizycznie mogą zrobić z tobą wszystko – bo nad tym nie masz kontroli. Ale możesz zachować kontrolę nad tym, co zrobią z twoim umysłem. Tutaj masz wybór”.
„Miałem w zanadrzu pewną sztuczkę pozwalającą mi udawać przed samym sobą, że wygrywam, że nadal kontroluję sytuację. Skoncentrowałem się na tym, że mnie nie zabili. Jeśli jeszcze oddycham, to jeszcze wygrywam. Proste. “Jeszcze oddychasz, jeszcze wygrywasz” powtarzałem sobie tę mantrę. Jeśli pod koniec bicia wciąż oddychałem, to kolejny raz wygrałem!”.
Nie masz kontroli nad sytuacją, nie masz kontroli nad innymi ludźmi (możesz na to wpływać, ale nigdy nie będziesz w stanie tego w pełni kontrolować). Kontrolować jednak możesz swoje reakcje i na tym powinieneś się skupiać. Np. trener nie wystawił Cię w pierwszym składzie, przegrałeś mecz, ktoś skrytykował Twoją grę – ok jest jak jest, a teraz się zastanów co zamierzasz z tym zrobić (czyli jak Ty na to zareagujesz).
Koncentracja na zadaniu a nie emocjach
Kluczem jest tutaj pozbycie się nawyku halucynowania najgorszych scenariuszy. Co nie oznacza ich całkowitego pominięcia – bo ważne jest być przygotowanym na ich ewentualność, natomiast nieustannie skupianie się na tym co negatywnego może się wydarzyć powoduje, że zaczynasz wątpić w samego siebie a im więcej wątpliwości, tym łatwiej o porażkę.
Koncentracja musi zawsze w którymś kierunku podążać. Docelowo będzie podążała tam gdzie występuje potencjalne zagrożenie utraty czegoś (życia, zdrowia, szacunku, uznania…). Więc jeśli chcesz zmienić swój strumień koncentracji to:
- po pierwsze musisz udowodnić sobie, że to zagrożenie nie występuje (np. poprzez wcześniejsze przygotowanie swoich reakcji na negatywne sytuacje – do czego jeszcze dojdziemy),
- a po drugie zaproponować alternatywny kierunek koncentracji (np. skupienie na elementach technicznych swojego działania).
Robert O’Neill w swojej książce “Komandos” opisuje jak podczas jednej z przeprowadzanych akcji zostaje ostrzeliwany przez swojego wroga. Nie żeby tego chciał, zapewne spodziewał się, że pójdzie znacznie łatwiej, bo jednak zdecydowana większość akcji kończyła się bez konieczności użycia broni, ale też nieszczególnie się tym faktem przejął:
“Byłem zupełnie spokojny. Miałem robotę i po prostu trafiłem na problem techniczny, który musiałem rozwiązać. Jak cieśla, który stwierdza “listwa progowa nie pasuje do drzwi, trzeba ją przerobić””.
Zero emocjonalności, zamiast tego czysto zadaniowe podejście. I nie mówimy tutaj o sytuacji, gdzie na szali wisi utrata reputacji (czyli coś co prawdopodobnie najczęściej hamuje nas przed działaniem), ale gość ryzykował utratą własnego życia. Im bardziej jednak by się martwił tym, że może zginąć, tym bardziej zacząłby panikować, a to zwiększyłoby prawdopodobieństwo śmierci. Tak samo jest z sytuacją, gdy jesteś przed ważnym meczem i zaczynasz się martwić o to, by tylko nie popełnić żadnego błędu, by się nie skompromitować – wówczas wprowadzasz się w stan lęku, a im bardziej się będziesz bał, tym gorzej się zaprezentujesz.
Zamiast tego skup swoją uwagę na tym, by jak najlepiej wykonać swoje zadanie – czyli na tym jak powinieneś się poruszać, jakie rzeczy dookoła powinieneś obserwować – a wiesz doskonale co powinieneś robić, przecież trenowałeś to już niezliczoną ilość razy. Jednocześnie bądź przygotowany na niekorzystne sytuacje (takie jak np. stracona bramka – gdy przebywasz na boisku, przegrany set – gdy przebywasz na korcie, dominujące ciosy rywala – gdy przebywasz w ringu), bo to pozwoli Ci zachować spokój w ich obliczu.
Bycie przygotowanym
Właściwe przygotowanie to jest coś co chyba najskuteczniej redukuje stres, bo patrząc przez pryzmat naszej pierwotnej natury to najbardziej boimy się tego co nieznane. Tego typu sytuacje stwarzają doskonałą pożywkę dla naszego umysłu, który wówczas może się wykazać wymyślaniem coraz to kreatywniejszych dramatów, w które zaczyna wierzyć, chociaż zwykle są jedną wielką fikcją i jak pokazują badania w ok. 87% nigdy się nie zdarzają.
W momencie gdy uczynisz to co nieznane – znanym, to znika powód do lęku. A jak to zrobić? Poprzez określenie tego co może pójść nie tak i przygotowanie na to konkretnych reakcji (bo kontrolować możemy nasze reakcje, a nie zdarzenia, zgadza się?). A następnie przećwiczenie tych reakcji w odwzorowanych sytuacjach (po to by utrwaliły się w pamięci i tym samym z większym prawdopodobieństwem zostały odpalone, gdy ta sytuacja będzie miała faktycznie miejsce).
Moim ulubionym przykładem jest tutaj akcja nalotu na dom Osamy bin Ladena. Robert O’Neill – był jednym z wybrańców powołanych do tej jakże prestiżowej misji, i to jego strzały ostatecznie dosięgnęły bin Ladena (przynajmniej sam tak twierdzi). Z jednej strony był to ogromny zaszczyt, dla tych, którzy zostali wytypowani, bo duża część tych chłopaków zaciągnęła się do wojska właśnie po 11 września, z drugiej strony oni byli mentalnie nastawieni, że z dużym prawdopodobieństwem z tej misji już nie wrócą. W momencie, gdy szykuje się nalot na człowieka, który specjalizuje się w największych zamachach terrorystycznych na świecie, to raczej ma się w głowie, że i na taką ewentualność jest przygotowany.
Natomiast najciekawsze jest to, że O’Neill był przerażająco spokojny jak na te okoliczności. W noc przed wylotem rozmawiał z agentką CIA, która była odpowiedzialna za zlokalizowanie kryjówki bin Ladena (a której historia polowania została zekranizowania w filmie “Wróg Numer Jeden” – ogromnie polecam!). I kobieta pomimo, że miała bezpiecznie czekać w kryjówce na wieści o przebiegu misji to była dużo bardziej zaniepokojona tym wszystkim. Więc zapytała naszego komandosa, dlaczego się nie denerwuje, a on jej odpowiedział:
“Po prostu mam zrobić, to co zawsze robimy. Wejść do śmigłowca, polecieć gdzieś, załatwić kilka osób i wrócić. Noc jak każda inna”.
W momencie, gdy masz na swoim koncie kilkaset przeprowadzonych akcji, to Twój mózg zaczyna się przyzwyczajać do występujących tam bodźców a wtedy zanika na nie wrażliwość (ten proces nazywa się w psychologii habituacją).
Ponadto cała ta grupa operacyjna dostała do ćwiczeń dokładnie odtworzoną posiadłość bin Ladena i 2 tygodnie na właściwe przygotowanie się. W tym czasie starali się przewidywać wszelkie możliwe scenariusze a następnie zadawali sobie pytanie: “a co jeśli stanie się to i tamto?”, następnie to ćwiczyli. Więc w momencie, gdy pojawili się już na miejscu to poza tym, że każdy z tych komandosów miał na swoim koncie pokaźną liczbę podobnych akcji, to jeszcze przepracowane różne warianty z tą konkretną posiadłością. W ten sposób cała akcja wydawała się dla ich mózgu czymś znanym – zatem zniknął najważniejszy powód powodujący występowanie lęku.
Ten przykład pokazuje, że jeśli jesteśmy w stanie zapanować nad lękiem w sytuacji realnego zagrożenia życia to jesteśmy w stanie też tego dokonać, gdy żadne niebezpieczeństwo nam nie grozi (czyli w zdecydowanej większości sytuacji). Dlatego, gdy czeka Cię ważny mecz/walka to postaraj się poznać na początku swojego rywala, jego najczęstsze zachowania a następnie przećwicz swoje reakcje na nie. Jeśli nie jesteś w stanie fizycznie odtworzyć tego środowiska, to możesz to zrobić poprzez wyobrażenie sobie tej sytuacji w swojej głowie – gdyż nasz mózg de facto nie odróżnia tego co się dzieje w świecie rzeczywistym od tego co sobie wyobrażamy jedynie w swojej głowie, traktuje to w ten sam sposób.
To co słyszysz, to są kłamstwa
Armia uczy również swoich członków tego jak uodpornić się na to co opowiadają inni ludzie. Dlaczego? Bo to co mówią inni ludzie nie jest faktem a jedynie ich opinią, która wynika z ich światopoglądu. Gdy Ty przyjmujesz tę opinię a ona jest sprzeczna z Twoim światopoglądem, to w ten sposób właśnie modyfikujesz swój światopogląd rezygnując z tego, który miałeś dotychczas i przyjmując czyiś. A wtedy to ta druga osoba zyskuje nad Tobą kontrolę.
Zatem jeśli chcesz zmaksymalizować swoje poczucie kontroli nad sobą to nie możesz uzależniać swojej samooceny od tego jak oceniają Cię inni ludzie. I działa to w dwie strony. Zarówno dystansowanie się od krytyki, którą na swój temat słyszysz, jak i dystansowanie się od komplementów, które na swój temat słyszysz – bo to są cały czas opinie innych. I taka wskazówka: jeśli zaczniesz mieć dystans do komplementów na swój temat, to będzie Ci dużo łatwiej nabrać dystansu do krytyki. A wtedy zaczniesz zauważać, że Ty jesteś tu, a to wszystko co słyszysz na swój temat jest tam, na zewnątrz i sam decydujesz czy się z tym zgadzasz czy nie.
Jeden z byłych komandosów SEALs, Jocko Willink mówi tak:
“Kiedy przechodzisz przez podstawowy kurs w Navy SEALs, musisz spodziewać się tego, że instruktorzy będą rzucać w twoją stronę różnymi kłamstwami. Powiedzą ci, że będzie zimno, że to się nigdy nie skończy. Powiedzą ci, że jesteś za słaby, że nie jesteś tego wart. Powiedzą ci, że jesteś za duży/za mały. Że jesteś za niski/za wysoki. Będą ci mówić różne rzeczy, po to byś tylko zrezygnował. Ale… jednocześnie będą cię uczyć tego byś nie słuchał. Byś ignorował te wszystkie negatywne rzeczy, które słyszysz od innych ludzi, i te które słyszysz w swojej własnej głowie. Nie słuchaj tego, oni wszyscy kłamią!”.
Z samooceną jest tak, że jeśli nie mamy stworzonych silnych podstaw to zaczynamy się zachowywać jak chorągiewki na wietrze, czyli dopasowujemy się do tego co na swój temat usłyszymy. Ktoś zaadresuje do nas komplement albo krytykę – to zawsze jakaś część nas będzie chciała to przyjąć, wychodząc z założenia, że musi być to prawdą. Dlatego właśnie Jocko mówi, że to wszystko są kłamstwa, że jesteś nieustannie przez wszystkich okłamywany (zarówno przez inne osoby, jak i swój wewnętrzny głos) – bo jeśli uznasz coś za kłamstwo, to tego nie przyjmiesz do siebie. A w ten sposób zaczniesz odsiewać te wszystkie negatywnie na Ciebie wpływające opinie i zamiast tego formować samoocenę w oparciu o to jak Ty samego siebie postrzegasz.
Działanie w grupie
Zajęcia w SEALs często kończą się niepowodzeniami jeśli nawet jedna osoba pozostaje w tyle bądź nie ukończy danego zadania. W ten sposób młodzi rekruci wyrabiają sobie nawyk wzajemnego upewniania się, że ich koledzy z drużyny również ukończą szkolenie. Dzięki temu mogą później na sobie polegać podczas przeprowadzania niebezpiecznych operacji na terenie wroga.
Tak naprawdę każdy zespół stanowi jeden organizm, który by mógł poprawnie funkcjonować to musi mieć sprawnie działające wszystkie swoje części. Więc de facto sport uczy tego jak dystansować się od swojego ego i poświęcać siebie na rzecz czegoś większego. Bo możesz być najlepszy w całym zespole – i niewątpliwie będzie to dla Ciebie przyjemne doświadczenie, ale co z tego jeśli nie będziesz wygrywał? Do wygrywania potrzebny jest zespół, dlatego, że wszyscy od siebie wzajemnie zależą. Twoja jakość występów jest zależna od Twoich kolegów z drużyny, od Twojego trenera, fizjoterapeuty, dietetyka i wszystkich innych osób, które razem z Tobą pracują na sukces.
Kiedyś słuchałem rozmowy z jednym z przedstawicieli GROMU i opowiadał jak to podczas szkolenia mieli w grupie jednego gościa, który we wszystkich ćwiczeniach uzyskiwał najlepsze wyniki. Miał nieprawdopodobne warunki fizyczne i pozostali na jego tle prezentowali się jak małe dzieci. Jednak pod koniec szkolenia jego kandydatura została odrzucona. Miał najlepsze rezultaty a jednak nie dołączył do grupy komandosów GROMU. Dlaczego? Okazało się, że był on za silnym indywiduum i przez to zagrażał całej grupie, bo grał pod siebie a nie pod zespół. A żadna jednostka nie jest ponad zespół.
Gdy sobie spojrzysz na to kto wygrywa mistrzostwa to są to skonsolidowane zespoły a nie zespoły naszpikowane gwiazdami. Więc najlepsze co możesz zrobić dla siebie i swojej drużyny, to sprawienie, że inni będą mogli dzięki Tobie też błyszczeć.
Udostępnij ten artykuł
Facebook LinkedIn Twitter