Jako istoty ludzkie jesteśmy tak skonstruowani by żyć dla emocji. Dlatego nieustannie dążymy do sytuacji, które pozwalają nam odczuwać przyjemność i jednocześnie nie odczuwać nieprzyjemności. To jak się czujemy zależy od kompozycji hormonów w naszej głowie – co po części jest uwarunkowane genetycznie, ale tylko po części. Okazuje się bowiem, że bardzo duży wpływ na biochemię mózgu ma nasza mapa świata. A czym jest mapa świata? Tym w jaki sposób postrzegasz rzeczywistość w swojej głowie. Gdy zmienisz mapę świata, zmienisz biochemiczne reakcje w mózgu a tym samym zmienisz to w jaki sposób się tutaj czujesz.

Nikt z nas nie jest w stanie widzieć rzeczywistości taką jaka jest naprawdę. Pomiędzy faktycznym doświadczeniem a tym w jaki sposób je odbierasz jest cała masa różnych ograniczeń: biologicznych, społecznych, kulturowych, wyuczonych – które pozwalają Ci odbierać sytuację tylko przez niewielki jej pryzmat. Później dochodzi jeszcze to jak zinterpretujesz to doświadczenie – a to z kolei jest zależne od Twojego obecnego stanu świadomości. Więc generalnie pomiędzy tym co się wydarzyło a tym jak zostało to zapisane w naszej pamięci jest ogromna różnica. Jednak nasz umysł działa tak, że wierzy w to iż rzeczywistość jest taka jak ją postrzega a tym samym skutecznie blokuje nam proces zmiany światopoglądu – bo po co miałoby się zmieniać coś co jest prawdziwe?

Gdy już sobie uświadomisz jak bardzo jesteś oszukiwany przez swój umysł to będziesz otwarty na reinterpretowanie tego co doświadczasz tak by to było jak najbardziej korzystne dla Ciebie. Bo jeżeli i tak musimy siebie w jakiś sposób oszukiwać, to lepiej robić to na swoją korzyść, prawda?

Takie oto pytanie na początek: czy uważasz, że życie jako proces sam w sobie jest łatwy czy trudny? Jak myślisz?

A teraz ja odpowiadając na Twoją odpowiedź, powiem Ci, że jeśli uważasz, że życie jest trudne, to będzie trudne, jeśli uważasz, że jest łatwe to będzie łatwe. To wszystko zależy od tego jakie przekonanie masz w swojej głowie, bo nasz sposób filtrowania rzeczywistości wygląda w następujący sposób: mózg bierze jakieś określone przekonanie np. “życie jest trudne” a następnie tak filtruje rzeczywistość by móc je potwierdzić – czyli innymi słowy spośród milionów różnych bodźców on wybiera te, które zgadzają się z danym przekonaniem i na nich skupia swoją uwagę. Bo w tej zabawie nie chodzi o to, żeby zobaczyć jaka jest prawda, tutaj chodzi o to, by potwierdzić, że to jak widzisz świat w swojej głowie pasuje do świata na zewnątrz.

My dzisiaj żyjemy pod szczególną presją i oczekiwaniami, które mają w stosunku do nas inni a to przyczynia się do tego, że funkcjonujemy w nieustannym stresie. Stres z kolei działa przytłaczająco – im więcej go jest, tym bardziej nas paraliżuje i tym bardziej nie robimy tego co powinniśmy. A jak nie robimy tego co powinniśmy to nie mamy takich efektów jakie byśmy chcieli mieć, co w konsekwencji znowu potęguje stres i tak koło się zatacza.

W związku z tym chcę Ci polecić pewną strategię (jeśli strategią można to nazwać) na to jak uwolnić się od tych chorych oczekiwań społecznych i ustawić sobie model życia pod siebie (bo jeśli nie mamy swojej filozofii życia, to musimy skądś ją wziąć, więc zazwyczaj bierzemy ją od kultury).

Chodzi o to, by potraktować swoje życie jako grę. Dlaczego grę? Dlatego, że gry są na tyle uzależniające, że gdy zaczynamy w nie grać, to zazwyczaj zaczyna nam się tam podobać bardziej niż w realnym świecie, inaczej byśmy przecież w nie nie grali…

Z każdym nałogiem jest tak, że gdy doświadczysz silnych emocji, które on dostarcza to nie chcesz z nich zrezygnować. Więc z rozwiązaniem przychodzi tutaj znalezienie alternatywnej formy na wygenerowanie tych samych przeżyć. 

Sam kiedyś byłem mocno wciągnięty w świat wirtualny i trwało to ok 2 lat… Na bazie tego doświadczenia postarałem się zidentyfikować elementy, na których opiera się ten silnie uzależniający narkotyk.

Idea tutaj jest taka: bierzesz sobie swoją aktywność (sport, który uprawiasz) albo… możesz wziąć pod uwagę nawet całe swoje życie (czyli wiele różnych aktywności) a następnie sprawdź jak bardzo wykonywanie tych czynności się zmieni w momencie, gdy wdrożysz te zasady:

Gra polega na ciągłym karmieniu się zwycięstwami

W każdej grze na początku dają Ci wygrywać, bo zwycięstwa uzależniają. W momencie gdy zdobywasz nagrodę, to zaczynasz się dobrze czuć. Jeśli powtórzysz ten proces odpowiednią ilość razy, to wytworzysz pragnienie – a więc coś na wzór obsesji. W ten sposób Twoja podświadomość zaczyna łączyć sam proces grania z przewidywaniem nagród, które tam zdobywasz. A to powoduje, że chcesz grać coraz więcej.

Z punktu widzenia endokrynologicznego mamy do czynienia z wydzielaniem dopaminy. Jest to neuroprzekaźnik odpowiedzialny za oczekiwanie na nagrodę. To ta sama substancja, która uzależnia ludzi od alkoholu, hazardu czy narkotyków – bo przyczynia się ona do znacznej poprawy naszego samopoczucia.

Jak to wykorzystać u siebie? Tworzysz proces (czyli zestaw zadań do wykonania) który następnie umożliwi Ci szybkie, łatwe i wielokrotne wygrywanie.

A więc wyznaczasz sobie zadania, które są łatwe i szybkie do zrealizowania. Np. jeśli Twoim celem jest poprawienie czasu w maratonie o 20 minut to masz odczuwać dumę już po poprawie wyniku o 0,5 minuty. Dlatego najlepszą metodą są tutaj małe kroki – bo można ich wykonać więcej a co za tym idzie częściej wygrywać. I za każde takie malutkie osiągnięcie się nagradzasz – albo jest to odczuwana duma/satysfakcja z samego działania albo stosujesz sobie jaką dodatkową nagrodę zewnętrzną – chodzi o to, byś po czasie zaczął łączyć na poziomie układu nerwowego daną czynność z uczuciem przyjemności.

Muszą być trudności, bo inaczej byłoby nudno

Gdyby było tylko łatwo, to by Ci się znudziło, więc dla przeciwwagi potrzebujesz wyzwań. W momencie gdybyśmy się zastanowili o czym zazwyczaj z największym sentymentem wspominamy – to często jest tak, że właśnie o tym wszystkim co było niekomfortowe, trudne, wymagające, niewygodne – i robimy to w taki sposób, jakby nam tego brakowało. Paradoks… ale właśnie takie momenty najwięcej nam dają satysfakcji – gdy było ciężko, a jednak daliśmy radę.

Tutaj z pomocą przychodzi nam bardzo ciekawa koncepcja “beginner mindset”, która wywodzi się z buddyzmu zen, a która to jest powszechnie stosowana w japońskich sztukach walki.

Koncepcja ta polega na nieustannym popychaniu siebie do robienia nowych rzeczy, zwłaszcza takich których nie robiłeś nigdy wcześniej. Bo to właśnie w początkowej fazie nauki jakiegoś rzemiosła nasz mózg jest najbardziej aktywny i wówczas tworzy najwięcej nowych połączeń neuronowych.

Ponadto gdy zaczynamy uczyć się czegoś na nowo to podchodzimy do tego z wielkim entuzjazmem, ciekawością i bardzo niewielkimi uprzedzeniami. Jesteśmy otwarci na to, że na początku nie będzie wychodziło i to jest ok – w żaden sposób nas to nie deprecjonuje. Natomiast im lepsi się w czymś stajemy, tym jednocześnie pojawia się coraz więcej różnych ograniczeń naszego umysłu – przede wszystkim strach, obawy, presja oczekiwań.

Beginner Mindset pozwala nam porzucić te ograniczające nasz umysł narracje i zwrócić się w kierunku bardziej dziecięcego spojrzenia na świat (opartego na procesie, na samym działaniu a nie efekcie) – a wtedy możemy robić rzeczy trudne i mieć z tego jednocześnie przyjemność.

Więc założenie tutaj jest takie, by nieustannie poznawać coś nowego, cały czas szukać okazji do nauki i stawania się lepszym. By przełamywać rutynę i utarte wzorce – bo wtedy wychodzimy ze swojego mentalnego programu i przynajmniej przez chwilę stajemy się obecni (czyli wyłączamy nasze myślenie).

Nie może być też za trudno. Musisz mieć poczucie kontroli

Zbyt wysokie oczekiwania powodują przytłoczenie a na to mózg zazwyczaj reaguje zastyganiem – czyli np. widząc ile czasu musisz poświęcić na rozwijanie swoich umiejętności, by wejść na poziom, który Cię interesuje – ten natłok materiału zaczyna Cię paraliżować i zatrzymujesz się w miejscu. Gdy z dnia na dzień postanawiasz, że od dzisiaj trenujesz po 10h, to Twój mózg się przestraszy i zastygnie w bezruchu.

Więc naczelną zasadą jest tutaj to by każdego dnia realizować te małe kroki i na nich się skupiać oraz nie komplikować, a wręcz przeciwnie – maksymalnie upraszczać to co masz do zrobienia.

Wszelkie trudności to są wyzwania: więc albo wygrywasz albo się uczysz i poprawiasz (swoją postać)

Jeśli w grze przegrasz, to nie płaczesz nad tym, tylko od razu zastanawiasz się co jest tutaj do poprawienia – a więc rozpatrujesz to jedynie w kategoriach „jak mogę na tej sytuacji urosnąć?”. W tym kontekście chodzi o Twoje nastawienie mentalne – a najlepiej sprawdzi się tutaj strategia wyuczonej zaradności, która jest przeciwieństwem wyuczonej bezradności. Ale od początku…

Zacznijmy od wyuczonej bezradności bo to jest przebadana teoria. Zauważono, że ludzie, którzy podejmują się jakichś działań i nie otrzymują takich rezultatów na jakich im zależy – popadają we frustrację, poczucie braku kontroli i bardzo szybko rezygnują. Natomiast rzeczywistość jest tak skonstruowana, że jeśli coś działa w jedną stronę, to musi też działać w drugą stronę i tak oto rodzi się na naszych oczach -… wyuczona zaradność.

Idea tutaj jest taka: określasz sobie swój cel a następnie uświadamiasz sobie, że każda sytuacja, która Cię w życiu spotyka jest właśnie po to byś mógł ten cel zrealizować. Innymi słowy: wszystko czego doświadczasz jest dokładnie tym czego potrzebujesz, byś mógł pewnego dnia swój cel osiągnąć (nawet jeśli jeszcze nie wiesz, że tego potrzebujesz). Czyli bez względu na to co się właśnie wydarzyło – jest dokładnie tak, jak być powinno.

Co takie myślenie sprawi? Że nagle zyskasz kontrolę nad swoim życiem. Popatrz sobie – większość ludzi podejmuje działania i następnie czeka na feedback ze środowiska zewnętrznego czy im się powiodło czy nie. Dzięki wyuczonej zaradności bez względu na to co Cię spotka, wynik zawsze będzie pozytywny. Bo różnego rodzaju negatywne sytuacje i tak nas będą dopadały – chodzi o to, że z jednej strony starasz się ich unikać, ale z drugiej strony jak one już się pojawią to jedyne gdzie masz wtedy kontrolę to jest to w jaki sposób je ocenisz (a jak wiemy z wcześniejszych wpisów – nasza percepcja jest naszą rzeczywistością, więc jeśli uważasz, że sytuacja jest dobra to ona staje się dla Ciebie dobra).

Gra jest dobrowolna

Wyrzuć ze swojego słownika słowo “muszę” i zastąp go słowem “mam wybór”. Bo, gdy mówimy do siebie “muszę” to automatycznie ściągamy na siebie presję i z góry zakładamy niebrania pod uwagę naszych odczuć (co nie jest korzystne, bo przecież my żyjemy tutaj sterowani emocjami).

Zamiast tego daj sobie wolny wybór, pt. “mogę tego nie robić” / “mogę zrezygnować”. A wtedy zacznie się pojawiać paradoks. Gdy dajesz sobie wolny wybór – to cała odpowiedzialność przechodzi na Ciebie i teraz zaczyna Ci zależeć na tym, by to zrobić, bo nic się nie stanie jeśli zrezygnujesz (już sobie przecież dałeś rozgrzeszenie), ale zaczynasz się zastanawiać “co by było, gdybym chociaż spróbował?” (czyli wkrada się element ciekawości).

Spróbuj w ten sposób samemu przeramować sytuację, a zobaczysz jak diametralnie zmieni się Twoje podejście a więc i stan emocjonalny.

Zamiast “muszę dzisiaj trenować”, ustal, że masz wybór: “możesz dzisiaj trenować, bądź też nie” – to Ty tutaj decydujesz i co ważne KAŻDA DECYZJA MA BYĆ OK. 

W pierwszym przypadku będziesz atakował siebie, w drugim będziesz stymulował swoje poczucie dumy. Jedno paraliżuje, drugie mobilizuje.


Wyciągając wniosek na temat filozofii “życia jako gry” to chodzi tutaj o to, by przede wszystkim była dobra zabawa i dobrowolna chęć uczestnictwa a nie żaden przymus czy robienie rzeczy wbrew samemu sobie. To skupienie się na samym fakcie wykonywania danych czynności, zamiast nieustannym odczuwaniu niedowartościowania i przytłaczającej presji z tytułu czyichś standardów.

Sprawdź jak zmieni się Twoje podejście do rzeczywistości, gdy zaczniesz w ten sposób podchodzić do swojego życia.

Udostępnij ten artykuł